Kamuflaż, bałagan i brak konsekwencji - czyli grzechy główne Waszych witryn

Strony internetowe przychodni, klinik, prywatnych szpitali to temat-rzeka. Niejednokrotnie dopieszczane, z zamawianymi sesjami zdjęciowymi – na zasadzie raz a porządnie. Na ogół raz na 10 lat podejmuje się decyzję o inwestycji w witrynę lub drugą jej wersję (gdy poprzednia pachnie designem lat 90.) i po rozliczeniu z realizatorem zamówienia na www temat zamyka się niejednokrotnie na głucho. Na wiele lat. Coraz rzadziej już, na szczęście, przeglądanie witryny zaczyna się o strony z intro, wersje obcojęzyczne (jeśli są) nie są tworzone już z translatora, co wręcz ośmieszało właściciela witryny, ujednolicone są kolory i czcionki. Na ogół jest czytelnie i intuicyjnie. I sporo się zmienia.

Nawet ci przez lata „niereformowalni”, pozostający przy nieaktywnych wizytówkach czy jedynie wpisach do baz (zumi.pl czy pkt.pl) dostrzegają potrzebę skorzystania z geolokalizacji, coraz częściej budują markę on-line na autorytecie, zatem zamieszczają swoje cv (szczególnie, gdy placówka ma na celu promować właściciela, a nie markę własną w szerszej formule biznesowej). Jest lepiej, na pewno. Przez ostatnie kilka lat obejrzałam setki witryn, kilkanaście opiniowałam, także jako juror w konkursach z cyklu Web Site Awards. Choć mają coraz bardziej nowoczesny design i coraz częściej są dostosowane do przeglądania w telefonie – pewne rzeczy pozostają niezmiennie niereformowalne od lat. Zaskakująco i niezrozumiale.

Zyskaj darmowy dostęp do portalu serwiszoz.pl. Gwarantujemy, że znajdziesz na nim odpowiedzi na nurtujące Cię pytania! Nic za to nie zapłacisz. Zarejestruj się. To zajmie tylko 15 sekund!>>

A mianowicie –

  1. Zdjęcia stockowe, często te same w wielu placówkach, także konkurencyjnych, który zdążyły się opatrzyć wielu internautom choćby z kampanii billbordowych czy reklam banerowych w Internecie (większość agencji i firm korzysta z tych samych baz, w których zasób zdjęć z modelami rasy baiłej w kitlach i ze stetoskopami jest jednak mocno ograniczony); kuriozalne i nieraz wprowadzające wręcz w błąd (gdy na zdjęciach są osoby obu płci, a pracownikami np. jedynie panie), do tego mające niejednokrotnie za zadanie uzmysłowić internaucie, oglądającemu nasza firmową witrynę, że pracuje u nas tłum ludzi (od pięknych pań z call center po katalogowych lekarzy), gdy de facto działalność jest 1-2-osobowa, a namiar do call-center to czasem numer komórki właściciela. Niezrozumiałe jest dla mnie, dlaczego tak często placówki ukrywają oblicza swoich specjalistów, na których budują swoją markę i jakość, która ma być czołowym atutem przy pozyskiwaniu pacjentów i tworzeniu oferty w oparciu o kompetencje kadry. Przecież pierwsza wizyta i tak zweryfikuje czy faktycznie przyjmujący nas lekarz jest tym przystojniakiem ze zdjęcia, a nawet jeśli nasi specjaliści nie SA fotogeniczni to zawsze można zrobić dobre zdjęcie grupowe czy poprosić fotografa o sesję przy różnym oświetleniu. To zawsze lepsze rozwiązanie, budujące naszą wiarygodność.

  1. Puste przestrzenie na zdjęciach wnętrz placówki, niezmącone żadnym ruchem, martwe – bez personelu, klientów, wydają się być opuszczone, a placówka – nieczynna, czy na pewno o taki efekt chodziło? W zamyśle zleceniodawcy nic ie powinno zasłaniać piękna odnowionych świeżo ścian, zaburzać kolorystyki nowych mebli, pięknie skomponowanych z oświetleniem i ozdobami na kontuarze recepcji.

  1. Nieaktualizowane od dawna „aktualności” – zatem lepiej zrezygnować w ogóle z prowadzenia takiego działu na stronie. Daty przy wpisach naprawdę bardzo rzucają się w oczy, a tak zamierzchłe dają do zrozumienia, że naprawdę od dawna nikt nie aktualizuje oferty (zatem albo nie dostosowuje do zmieniających się potrzeb rynkowych albo – co gorsza – nie prowadzi już działalności); problem dotyczy też placówek publicznych i ich biuletynów informacji publicznej z ostatnimi wpisami z 2009 r., gdzie pomija się milczeniem informacje o rozszerzeniu zakresu działań, pozyskaniu certyfikatów, realizacji programów regionalnych, udziale w kampanii prozdrowotnej czy poszerzeniu zespołu (czym warto się chwalić w ramach chociażby employer brandingu). Do tego dołożyłabym datowanie cenników usług np. badań diagnostycznych – co jest nagminne na stronach NZOZów i równie kuriozalne. Jeśli cennik sprzed 2-3 lat wciąż obowiązuje bez zmian nie ma sensu podpisywać go zamierzchłą datą, a nawet jakąkolwiek – jeśli jest opublikowany uznajemy, że jest obowiązujący (to podanie do publicznej wiadomości naszej oferty). Gorzej, gdy to, co wisi na witrynie dawno się zdezaktualizowało, a nikt ie obsługuje firmowego CMSa, by podmienić stare ceny na nowe. Przychodzący pacjent czuje się oszukany, celowo wprowadzony w błąd i z dużym prawdopodobieństwem będzie to nie tylko jego ostatnia wizyta w naszej placówce, ale jeszcze podzieli się niepochlebną opinią z innymi (jeśli nie on-line, zostawiając na wieki swój wpis, to w swoim środowisku).

  1. Martwy blog – moda na prowadzenie bloga rozkwitła szczególnie dwa lata temu; owo narzędzie komunikacji niekoniecznie jednak miało realizować jakiś inny cel poza okazją do wypróbowania sił w grafomaństwie, wielu specjalistów bowiem albo nie miało nic oryginalnego do przekazania albo nie potrafiło przykuć uwagi swoimi wpisami. Treści powielały się, były tworzone ciężkim medycznym językiem bądź po prostu nie były atrakcyjne. Nie mówiąc już o założeniu interakcji, o którą mało kto zabiegał. Nie promowane ani w mediach społecznościowych ani nigdzie indziej wpisy zamierały śmiercią naturalną – z cotygodniowych robiły się comiesięczne, potem raz na kwartał, by blog kończył swój żywot najdalej po półtora roku. Brak pomysłu, brak promocji lub słomiany zapał – albo wszystko jednocześnie. Do tego brak czasu, inwencji twórczej (tematy szybko się skończyły), czasem brak znajomości zasad poprawnej polszczyzny (sic!), szczególnie w zakresie interpunkcji i pisania rozłącznego/łacznego. Do tego nieumiejętność tworzenia dyskusji, zachęcenia czytelnika do interakcji, zadawania pytań, wciągnięcia w problem medyczny czy nawet nadania rangi tematom diagnostycznym – tak ważnym i przekładającym się w wielu przypadkach na szanse wzrostu popyty na realizowane w placówce badania. Blog zostawał w czeluściach archiwum, zdeprecjonowany nawet na witrynie placówki, nieobecny nawet na firmowym fanpage’u. Blog to nie jest „must have”, choć jeszcze niedawno tak się wielu wydawało. Jeśli nie umiemy prowadzić go atrakcyjnie, zaciekawić i wypromować - faktycznie lepiej dajmy sobie z nim spokój.

Wszystkie powyższe mają wpływ na wizerunek placówki, na odbiór jej przez potencjalnego pacjenta czy przypadkowego internautę. Im szybciej to sobie uświadomimy tym szybciej zareagujemy i stworzymy naszą wizytówkę bardziej przyjazną internaucie i z pewnością bardziej rzetelną i wiarygodną. Uczciwość to ogromny przymiot w zawodzie lekarza, dietetyka, fizjoterapeuty, warto o tym pamiętać we wszystkich aspektach naszego działania.

Do powyższych warto dorzucić także sens podziału witryny na dwa odrębne podserwisy (np. różniące się kolorystyką, a utrzymane w tej samej konwencji i szablonie) - usługi dla firm czy współpracujących podmiotów (B2B) i osobno – dla pacjentów indywidualnych (B2C). Np. gdy specjaliści, poza codziennym przyjmowaniem pacjentów, prowadzą działalność szkoleniową dla innych w branży, realizują projekty czy programy dla innych branż. Uporządkowanie tych treści (z opcją wygenerowania dla nich osobnego linku) jest nie tylko wygodne, zasadne z punktu widzenia pozycjonowania, ale również wprowadza ład i porządek, jak w porządnej firmie – zarządzanie treścią ma coś z zarządzania placówką, zamiłowania do ładu, wyznaczania priorytetów, dążenia do ułatwiania sobie i innym pracy. Optymalnie – internaucie. Niech nie tylko znajdzie on tego, czego u nas szukał, ale zechce odwiedzić naszą witrynę ponownie, a nawet cyklicznie do niej zaglądać, bo będzie wiedział, po co. Nie tylko dlatego, że opłacimy pozycjonowanie w Google, choć i tak linki kierują do jednej niezmiennej strony głównej. Ale żeby zaspokoić swoją ciekawość i pozyskać garść nowych informacji – jeśli umiemy go zaintrygować. Oby tylko mieć czym….

Uzyskaj nieograniczony
dostęp do SerwisZOZ.pl

  • Aktualne informacje o zmianach prawnych
  • Indywidualne konsultacje e-mail z ekspertem (odpowiedź w 48 h)
  • Bazę 3500 porad ekspertów, gotowych wzory dokumentów i procedur
UZYSKAJ NIEOGRANICZONY DOSTĘP

Uzyskaj bezpłatny 24-godzinny dostęp do SerwisZOZ.pl

aktywuj dostęp testowy